Franciszek uwierzył i nie zawiódł się. Ale nie zawiódł się dlatego, że uwierzył. Bo gdyby nie uwierzył, gdyby nie zawrócił spod Spoleto, nie usłyszałby Jezusa mówiącego do niego z krzyża w Asyżu, w kosciółku świętego Damiana.”
Oczywistość tego świata
Wydaje się, że jednym z poważniejszych problemów naszego życia jest pokusa oczywistości. Zbyt wiele rzeczy spowszedniało, stało się oczywistością – czymś, co sie dzieje, bo takie wlaśnie są mechanizmy fizyki, biologii, psychologii, socjologii. Dzieje sie tak, bo tak dziać się musi, i koniec. A przecież nic dziać się nie musi. Świat jest tajemnicą. To zatracenie sensu tajemnicy, a co za tym idzie, także chęci wejścia w nią, świadomego bycia jej częścią, odpowiednio ukierunkowuje nasze myślenie. A może nie chodzi tu tyle o ukierunkowanie, co o ograniczenie.
Jak więc sie myśli dzisiaj? Każdy człowiek, który uległ pokusie oczywistości, myśli zazwyczaj mniej więcej tak: Jest, jak jest, więc po co zastanawiać się nad tym? Lepiej od razu przystąpic do działania, by nie zaprzepaścic więcej niż to, co już przepadło. Po co tracić czas?!… Dzis raczej patrzy się na efekty, skutki, owoce. To, co jest fundamentalne i konieczne, wydaje się naturalne i oczywiste, tak oczywiste, że się o tym raczej nie mówi, aż w końcu się zapomina.
Może bardziej konkretnie. Oto człowiek, który oglądając piękne filmy przyrodnicze o głębinach morskich zapragnął nagle sam wyruszyć na pobliskie jezioro, aby tam obserwować życie na jego dnie. Aby nie tracić czasu, od razu przystąpił do realizacji marzenia. Zaczął więcej pracować, przy tym oszczędzał, aby jak najszybciej zgromadzić pieniądze potrzebne na zakup łodzi motorowej i całego ekwipunku. I tak się stało. Po roku czasu był już gotowy do wyprawy. Nastał wreszcie piękny upragniony dzień. Wypłynął na jezioro. Wskoczył do wody. I utopił się. Zapomniał, że nie umiał pływać.
Ta historia może czasami przypominać i nasze życie, nasze życie z Bogiem… Po co tracić czas? Dobrze by jednak było, abyśmy ten czas stracili, bysmy może nawet stracili coś jeszcze, po to by odzyskać wszystko. Chciałbym więc, aby nasze spotkanie ze św. Franciszkiem pomoglo nam spojrzec na to, co najbardziej oczywiste. Najczęsciej, nawiązujac do Franciszka, podkreśla się jego ubóstwo, umiłowanie stworzeń, radość. Wydaje mi się jednak, że są to tylko owoce, wyrazy, ekspresje tego, co było zasadnicze i pierwotne w jego – tak bardzo zachwycającym – życiu. Dlatego konieczne jest w moim przeświadczeniu (opartym na osobistym poznaniu Franciszka oraz na osobistym doświadczeniu Boga na drodze franciszkańskiej) zacząć od problemu wiary, bez którego niemożliwe jest zobaczenie prawdy o Franciszku, mężu Bożym, który może nauczyć nas prostoty Ewangelii oraz pomóc nam odnowić naszą jedność z Panem naszym – Jezusem.
Problem wiary
Wiara nie jest problemem intelektu, ale życia. Aby wierzyć, aby być chrzescijaninem, aby czuć sie w pełni dzieckiem Boga, nie wystarczy przekonanie, ze Bóg jest. Przecież każdy, kto posiada zdolność logicznego rozumowania, wie, albo przyjmuje istnienie Boga, Absolutu, Pierwszej Przyczyny. Nie chodzi więc o zwykłe przekonanie, o wiedzę czy pewność. Przecież i złe duchy wiedzą, ze Bóg jest; co więcej, wiedzą, kim jest sam Jezus, wierzą i drżą – jak mówi Biblia. Ale nie są przecież chrzescijanami! Nie o taką wiarę chodzi: wiedzieć dość o Bogu i robić swoje. To nie jest wiara.
Spójrzmy na Franciszka. On nie skończył seminarium. Uczęszczał jedynie do szkółki parafialnej przy kościele św. Jerzego. Nauczył się troche łaciny, troche rachunków, nauczył się stawiać koślawe litery, pacierza i zalęknionego patrzenia na wielkiego Boga. Cóż więc biedak wiedział o Bogu – prawdziwym, żyjącym, kochajacym? Jaka była jego wiara?
Chodził do kościoła, tak jak my wszyscy. Nie róbmy z niego łajdaka! Pochodził w końcu z dobrej rodziny – chrzescijanskiej, katolickiej (zresztą wtedy trudno było o inne). Chodził do kościoła, rzucał grosze do skarbony, dawał coś żebrakom, i żył. Cieszył się życiem: bawił się, ganiał za dziewczynami, tańczył. I nie dawała mu spać myśl o sławie rycerskiej. Gdzież więc była jego wiara? Była – w kościele.
Usłyszeć i uwierzyć
Aż spotkał Boga. Usłyszał go. Pod Spoleto, gdzie – w drodze na wojnę w Apulii – podczas snu usłyszał glos: Franciszku, komu lepiej służyć: panu czy słudze? Franciszek odpowiedział: Panu. – Dlaczego więc dla slugi opuszczasz pana i księcia dla poddanego? Franciszek nie namyślajac sie wiele, zapytał: Co chcesz, Panie, abym czynił. – Wracaj do domu, tam zrozumiesz wiecej. I co zrobil? Doczekał do rana i wyruszył w powrotną drogę. Oto jak sam pogrzebał wlasne pragnienia. Koniec z karierą rycerską. Dlaczego tak zrobił? Bo usłyszał głos? Owszem. Ale to jeszcze nie to. Zrobił tak, bo uwierzył. Uwierzył, że to nie majak senny, że to żadne złudzenie. Uwierzył, że to był głos Boga, że to był Bóg. Zawrócił, bo uwierzył, że w Asyżu ten sam Bóg miał mu powiedzieć więcej, że w Asyżu miał zrozumieć, czego Bóg chce od niego. Gdyby nie wiara, Franciszek nie zawróciłby. Gdyby nie wiara, Franciszek potraktowałby ten sen-wizję jak każdy inny sen, jak każdą inną myśl, których tysiące nawiedzają żywy, mlodzieńczy umysł.
Ten pierwszy, swiadomy, konkretny i zdecydowany akt wiary Franciszka – owoc konsekracji chrztu, dar Bozego Ducha, uwrażliwiający serce i umysł – zaczyna go przemieniać. Franciszek wie już nie tylko, ze Bóg jest, ale że jest On żywy, że nawet mówi. Dlatego Franciszek nasłuchuje, otwiera powoli i oczy, aby usłyszeć i zobaczyć więcej, aby zrozumieć wszystko, co Bóg ma mu do przekazania.
Gorycz przemienia sie w radość
I nastal blogoslawiony dzień przemienienia, dzień spotkania przy studni Jakuba. Franciszek w oczach trędowatego dostrzegł oczy Jezusa. Dostrzegł, bo uwierzył. Bez wiary trędowaty zawsze pozostaje trędowatym i budzi wstręt. A Franciszek pocałował go. W tym spotkaniu Jezus mocno dotknął go swoją miłością i przemienił jego serce. On sam wspomina ze wzruszeniem o tym wydarzeniu w swoim Testamencie: „Mnie, bratu Franciszkowi, Pan dał tak rozpocząć życie pokuty: gdy byłem w grzechach, widok trędowatych wydawał mi się bardzo przykry. I Pan sam wprowadził mnie miedzy nich i okazywałem im miłosierdzie. I kiedy odchodziłem od nich, to, co wydawało mi się gorzkie, zmieniło mi się w słodycz duszy i ciała; i potem, nie czekając długo, porzuciłem świat. Franciszek uwierzył, że to Jezus, że to Pan dał mu łaskę przejrzenia, łaske nawrócenia. Uwierzył, że to był Pan. Uwierzył, że to Pan dał mu…, że to Pan sam… Nie Franciszek, ale Pan. To nie był kaprys, młodzieńcze szaleństwo, zwariowanie, ale działanie Boga.
Franciszek uwierzył i nie zawiódł się. Ale nie zawiódł się dlatego, że uwierzył. Bo gdyby nie uwierzył, gdyby nie zawrócił spod Spoleto, nie usłyszałby Jezusa mówiącego do niego z krzyża w Asyżu, w kosciółku świętego Damiana. Tu wlaśnie Jezus odpowiedział mu na pytanie wyrażone wcześniej: Co chcesz, Panie, abym czynił? – Franciszku, idź, odbuduj mój dom. Franciszkowi nie trzeba było powtarzać. Bez wahania przystąpił do dzieła. Dlaczego? Bo uwierzył. Uwierzył, że ten sam głos, który kilka miesięcy wcześniej usłyszał we śnie, dopowiedział mu teraz to, czego oczekiwał.
Pójść za wiarą
Kiedy podczas mszy świętej usłyszał fragment Ewangelii mówiący o rozesłaniu apostołów przez Jezusa, wiedział, że były to słowa skierowane do niego, że był dalszy ciąg dialogu między nim a Jezusem. Dlatego odpowiedział zdecydowanie i na te słowa. Miał już za sobą doświadczenie i życia pustelniczego, i życia u boku mnichów w klasztorze benedyktyńskim. Jednak dopiero co usłyszane słowa stały się nowym, jasnym drogowskazem. I nie tyle były nawet znakiem, co propozycją czy nakazem Jezusa, którego głos znał już przecież dobrze. Zrozumiał, ęe ma być nie Janem Chrzcicielem żyjacym na pustyni, nie członkiem pierwszej wspólnoty chrzescijańskiej, ale apostołem modlącym się i gloszącym Ewangelię u boku Jezusa.
Zrozumiał, bo uwierzył. To jego wiara sprawiła, że odczytał żywość słów Jezusa skierowanych już nie do apostołów, ale do niego. Oto w kościele był Jezus, żywy Jezus, który otworzył usta i przemówił do Franciszka. Dlatego włożył na siebie ubogi habit – prostą szatę w kształcie krzyża, który chroni przed mocą złych duchów, a przede wszystkim przypomina o zwycięstwie Pana i Zbawiciela i przynosi pokój: „Nie bójcie sie: Jam zwyciężył świat” (por. J 16,33).
Franciszek uwierzył w prawdziwość tego wszystkiego, co słyszał. Wiedział, że nie chodziło o jakieś słowa, ale o słowa samego Boga. Był otwarty i wrażliwy na tchnienie Bożego Ducha. Wierzył. Wierzył i postępował za glosem Boga. Im dalej szedł, tym bardziej utwierdzał się w wierze, a ta potęgująca się w nim wiara otwierała go jeszcze bardziej i uwrażliwiała na każdy nowy powiew Bozy.
Coś dla odważnych
Wiara jest łaską. Szczególnie tej łaski nikomu nie szczędzi Bóg. Trzeba jednak pokory, aby ją przyjąć. Trzeba pokory, aby umieć zrezygnować z własnych planów, a w ten sposób uznać, że jest ktoś, kto wie lepiej, kto po prostu wie. Franciszek uwierzył, że jego własne plany nie były planami dla niego. Ich porzucenie nie było dla niego łatwe. Ale nie o porzucenie tu chodziło, ale o nowy wybór, nową drogę, nowe marzenia. Wiara czyni wszystko nowe.
Pokochać Miłość
Franciszek spotkał żywego Boga. Bóg Franciszka ożył. Stanął przed nim, przemówił do niego, dotknął go. Wiara otworzyła Franciszkowi oczy i serce. I tymi oczyma patrzył i widział żywego Jezusa, a serce potwierdzało mu: tak, to On. I nie miał wątpliwości, bo to „serce pałało w nim, gdy słyszał słodki głos „(por. Lk 24,32Lk 24,32
English: World English Bible - WEB
301 Moved Permanently
Moved Permanently
The document has moved .
WP-Bible plugin). Bóg Franciszka ożył i nigdy już nie umarł, bo Franciszek zakochał się w Nim i oszalał, „rozchorował się, zwariował z miłości” (por. Pnp 5,8). I nie pragnął już niczego innego, jak tylko trwać w tym zakochaniu i szaleć, i wyśpiewywać je całemu światu. Zakochał się, bo poznał piękno Boga, który dla niego stał się „słodki, godny miłości, ukochany i cały pożądany ponad wszystko na wieki”.
Dlatego nie chciał i nie umiał już inaczej, bo przez to zakochanie sama Miłość zamieszkała w nim, i to Miłość Ukrzyżowana, a „żar jej to żar ognia, płomień Pański” (Pnp 8,6). Franciszek bowiem poznał i ból Ukrzyżowanego, i rozkosz jego ukochania już przed krzyżem w kosciółku świętego Damiana. Już tam Ukrzyżowany ze swymi ranami zamieszkał w nim, by dopiero na Alwernii po dziewietnastu latach wycisnąć na jego ciele stygmaty jak pieczęć (por. Pnp 8,6) potwierdzającą miłosne zjednoczenie.
Przestroga
Dar wiary czy dar poznania żywego Boga nosi się w „naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas” (por. 2 Kor 4,72 Kor 4,7
English: World English Bible - WEB
301 Moved Permanently
Moved Permanently
The document has moved .
WP-Bible plugin), dlatego trzeba dbać i o dar, i o naczynia. Franciszek zdawał sobie sprawę z tego doskonale. Wiedział, że jest jedna, pewna droga, na której te naczynia nie tłuką się. Poznał tę droge znów poprzez wiarę, bo uwierzył, że to Bóg mu ją wskazał, o czym wspomina w Testamencie: „A gdy Pan dał mi braci, nikt mi nie wskazywał, co mam czynić, lecz sam Najwyższy objawił mi, że powinienem żyć według Ewangelii świętej”. Sam zaś zachęcał braci: „Dlatego strzeżmy się wszyscy bardzo, abyśmy pod urokiem jakiejś nagrody, pracy czy korzyści nie zagubili lub nie odwrócili naszego umysłu i serca od Pana.
Przez świętą miłość, którą jest Bóg, proszę wszystkich braci, tak ministrów, jak innych, aby usunąwszy wszystkie przeszkody i odrzuciwszy wszystkie troski i kłopoty, czystym sercem i pobożnym umysłem jak najlepiej służyli Panu Bogu, kochali Go, wielbili i czcili; bo tego własnie Bóg ponad wszystko pragnie. I przygotowujmy sobie zawsze przybytek i mieszkanie Temu, który jest Panem Bogiem wszechmogącym, Ojcem i Synem, i Duchem Świętym”.
Franciszek zrozumiał, że prawdziwe życie polega na tym, by poprzez wiarę odkryć żywego Boga, odkryć Miłość, którą jest On sam, i odpowiedzieć na Nią zakochaniem, i trwać w nim mocą wiary. Zrozumiał, ze trzeba dużo Bożego światła, aby widzieć jasno i w prawdzie, aby nie zagubić się, ale wytrwać poprzez posłuszeństwo woli Boga, która prowadzi do spełnienia. I o to się modlił przed krzyżem:
Najwyższy, chwalebny Boże, rozjaśnij ciemności mego serca
i daj mi, Panie, prawdziwą wiarę, niezachwianą nadzieję i doskonalą miłość,
jak również zrozumienie i poznanie,
abym mógł wypełniać twą świętą i nieomylną wolę. Amen.