Rozmowa z ks. Michałem Damazynem, teologiem duchowości, który uważa, że Wilno może mieć jeszcze jedną błogosławioną.
Ks. Michał Damazyn – ksiądz diecezji bydgoskiej, doktor teologii, wykładowca na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i Prymasowskim Instytucie Kultury Chrześcijańskiej w Bydgoszczy, duszpasterz akademicki, socjoterapeuta, autor publikacji z zakresu teologii duchowości i historii najnowszej.
W wileńskim kościele pw. bł. Jerzego Matulewicza mówił Ksiądz o tym, że coraz wyraźniej pojawia się myśl o rozpoczęciu procesu beatyfikacyjnego Heleny Majewskiej. Czy zostały w tym celu podjęte jakieś konkretne kroki?
Na pewno jeszcze za wcześnie, by mówić o beatyfikacji, ale warto zwrócić na nią uwagę. Kilka lat temu odnaleźliśmy w zakonnym archiwum jej „Dziennik”. Był spisywany w latach 1940-1943. Dla mnie interesujący jest już sam fakt przetrwania jej pism. Wiadomo, że ze względu na zagrożenie wynikające z ograniczenia działalności Kościoła przez komunistyczne władze, archiwum Zgromadzenia Sióstr od Aniołów było kilka razy niszczone. Tymczasem „Dziennik” znalazł się wśród niewielu ocalałych dokumentów z czasów wojny. Teraz, gdy został wydany, porównujemy go z innymi pismami, które zostały. Patrzymy na duchowość s. Heleny i widzimy, że wpisuje się ona w myśl Kościoła, dlatego właśnie mówię, że stopniowo dorastamy do zapytania Kościoła o jej świętość. Widzę też, że dla ludzi, którzy czytają „Dziennik”, jest on okazją do wzrostu ich wiary, że bardziej się modlą, że bardziej ufają Bogu.
Czy ma Ksiądz jakieś konkretne informacje od osób, które czytały pisma Heleny Majewskiej o tym, jak ta lektura wpłynęła na ich wiarę?
Tak, jest duży odzew. Nawet po moim kazaniu w kościele pw. Ducha Świętego, przychodzili ludzie, którzy mówili: „ja to czytałem, to jest takie zrozumiałe, takie moje…”. Podczas takich spotkań często słyszę, że „Dziennik” jest ważny dla osób, które podkreślają przede wszystkim jego prostotę. Pisma Heleny Majewskiej są już dosyć dobrze znane. „Dziennik” został wydany w 2014 r., rok później wydałem książkę „Ludzie miłosiernego Boga”, gdzie Helena jest umieszczona pośród innych osób, które są w jakiś szczególny sposób związane z Miłosierdziem.
Jak wygląda takie „pytanie o świętość” od strony prawa kościelnego?
To długi proces. Powinien zaczynać się w miejscu, gdzie zmarła dana osoba, stąd w przypadku s. Heleny sprawę na pewno należy zgłosić arcybiskupowi wileńskiemu i to do niego należy decyzja. Inicjatywa zaś należy do Zgromadzenia Sióstr od Aniołów. Ja oczywiście jestem gotowy do pomocy w tej sprawie. Jako teolog od lat zajmuję się duchowością Miłosierdzia i można powiedzieć, że właśnie w czasie tej swojej pracy „odkryłem” s. Helenę. Najpierw poprzez badanie losów tzw. „szóstki”, czyli pierwszych kandydatek do nowego Zakonu Miłosierdzia, jakie w czasie wojny zaczął formować ks. Sopoćko. Gdzieś w tle tamtych starań o organizację tej wspólnoty pojawiła się postać zupełnie nieznanej mi wtedy Heleny Majewskiej. Zadzwoniłem do sióstr od Aniołów i okazało się, że nie tylko mogę uzyskać o niej jakieś informacje biograficzne, ale także jej pisma. Właśnie w nich znalazłem odpowiedzi na wiele ważnych dla mnie pytań. Bardzo interesowało mnie np. to, dlaczego ks. Sopoćko do szóstki swych pierwszych uczennic wybrał właśnie te osoby, dlaczego nie było ich więcej. Odpowiedź znalazłem w jej „Dzienniku”.
W swojej książce „Ludzie miłosiernego Boga” pisze Ksiądz, że na początku XX w. podobne objawienia prywatne były także we Włoszech i Hiszpanii. Jak to się stało, że najbardziej znane są te związane z Wilnem? Wydaje się, że w tym okresie Kościół we Włoszech czy Hiszpanii miał nieporównywalnie większe możliwości działania…
Ksiądz Sopoćko pisał o tym bardzo prosto: „Nie jest przypadkiem, że w mieście, gdzie króluje Matka Miłosierdzia, Bóg przypomina prawdę o Miłosierdziu. Swoją ważną rolę odegrał tu oczywiście i polski papież, św. Jan Paweł II. S. Faustyna wróciła przecież do Krakowa, a po tych samych miejscach chodził młody Karol Wojtyła. Co prawda, ks. Sopoćko po rozmowie z Wojtyłą, jeszcze jako biskupem, pisał, że odniósł wrażenie, że jest on raczej nieprzychylny kultowi Miłosierdzia. Wiemy jednak, że kiedy został papieżem, bardzo ten kult propagował i dziś nazywamy go niekiedy „papieżem miłosierdzia”.
Znaczenie miała również historia Wileńszczyzny. Po wojnie wyjechały stąd tysiące Polaków i wielu z nich zabierało ze sobą obrazki Jezusa Miłosiernego i zaczątki pobożności. Napis „Jezu, ufam Tobie!”, był bardzo ważny dla ludzi, którzy nie mieli przecież pewności jutra i bali się o przyszłość swoją i swoich bliskich. Dla nich prawda o zaufaniu Bogu była bardzo aktualna i dlatego dzielili się nią z innymi.
W czasie kazania w kościele pw. Ducha Świętego mówiłem, że całkowicie zgadzam się ze stwierdzeniem abp wileńskiego Gintarasa Grušasa, który w Roku Miłosierdzia podkreślał, że Wilno jest Betlejem Miłosierdzia. Patrząc w ten sposób, możemy powiedzieć również, że kościół pw. Ducha Świętego jest kołyską Miłosierdzia, bo przecież z tego miejsca rozchodził się jego kult.
Czy kult Miłosierdzia był czymś nowym w Kościele?
Pod pewnymi względami był kontynuacją. Przecież spotykamy go już w Biblii i nauczaniu Ojców Kościoła. Od XVII w. Kościół czerpie też z objawień Serca Jezusa Małgorzaty Alacoque, która usłyszała od Jezusa, że jest to już ostatnie objawienie. W XIX wieku powstają zaś dziesiątki zakonów, które chcą spełniać uczynki miłosierne wobec bliźnich. Objawienia miłosierdzia w XX w. czerpią natomiast z powszechnej wówczas duchowości Serca Jezusa, które jest nie tylko najświętsze, ale i najmiłosierniejsze. W objawieniach s. Faustyny jest jednak pewna „nowość” – miłosierdzie nie jest tylko przymiotem Serca Jezusa, ale Trójjedynego Boga.
Pisze Ksiądz o tym, że s. Helena Majewska jest kontynuatorką misji s. Faustyny. Czy jej „Dziennik” również wnosi coś noś nowego?
Helena pisze wprost o tym, że Jezus używa jej „jako narzędzia pomocniczego” do założenia nowego zgromadzenia. Jej rola w tej sprawie jest najbardziej widoczna. Jej „Dziennik” wyjaśnia również wiele decyzji księdza Sopoćki, które znamy z innych pism i wspomnień. Na tej podstawie możemy mieć pewność, że w wielu kwestiach, jak np. dobór kandydatek do wspominanego już Zakonu Miłosierdzia, ks. Sopoćko jej słuchał. To ona zajmowała się nowym zgromadzeniem, gdy ks. Sopoćko ukrywał się w Czarnym Boże, ucząc kandydatki życia zakonnego.
Co przemawia za tym, że siostra Majewska może być w przyszłości kandydatką na ołtarze?
My potrzebujemy świętych, by od nich „podpatrywać”, w jaki sposób możemy iść do Jezusa. Wydaje mi się, że w tej chwili warto zapytać Kościół o życie i wiarę s. Heleny, przede wszystkim ze względu na prostotę jej relacji z Jezusem. Ona uczy nas takiego bardzo prostego zaufania, bez afiszowania się, raczej w ukryciu, takiej niewidocznej, anielskiej pomocy człowiekowi przy pełnym zaufaniu i ofiarowaniu się Bogu. Z pierwszych świadectw o jej życiu, które udało nam się zebrać, wynika, że była to osoba bardzo łagodna, bardzo dobra, serdeczna, po prostu ludzka. Jestem przekonany, że warto postawić pytanie czy możemy ją naśladować.
Czy „Dziennik” będzie przetłumaczony na język litewski?
Z tego co wiem, „Dziennik” już jest w tłumaczeniu. Przed rokiem uczestniczyłem również w Wilnie w konferencji naukowej zorganizowanej z okazji Roku Miłosierdzia, z której materiały mają się ukazać w formie książki. Polsko-litewskie są również banery, które przygotowaliśmy, by poszerzać wiedzę o s. Helenie. Stopniowo więc zaczynają się pojawiać także informacje w języku litewskim.
Czy zbiera Ksiądz informacje o siostrze Helenie? Czy mogą się one przydać, jeśli zostanie wszczęty proces beatyfikacyjny?
Tak. W tej chwili staram się badać jej biografię, uzupełniać brakujące informacje. Nie jest to łatwe, gdyż często się przeprowadzała. Na pewno bardzo ważne są wspomnienia. Od jej śmierci minęło już wiele lat, ale być może są osoby, które ją pamiętają. Nie chodzi o długie opowieści albo jakieś szczególne świadectwa, ale o zwykłe, nawet bardzo mało znaczące szczegóły na jej temat. Po wojnie pracowała jako sekretarka w Szkole nr. 5 na Antokolu, potem była zesłana do łagrów. Po powrocie mieszkała niedaleko kościoła w Kalwarii Wileńskiej. Być może ktoś z parafian ją pamięta. Każda informacja na jej temat jest dla nas w tej chwili bardzo cenna, choć jestem świadom, że może być trudno ze świadkami, gdyż w tym roku mija 50 lat od jej śmierci.
O HELENIE MAJEWSKIEJ
Urodziła się jako córka Władysława i Marii z domu Grzelak, 10 kwietnia 1902 roku na Podolu, we wsi Kuryłowce. Pochodziła z polskiej rodziny, która kultywowała patriotyczne tradycje. Ojciec przez długie lata pracował w Szkole Rzemieślniczej na Podolu jako nauczyciel. Matka była krawcową. Helena miała dwóch braci – starszego Bolesława i młodszego Kazimierza. Starszy zginął w wieku 24 lat podczas I wojny światowej. Rodzina Majewskich musiała kilkakrotnie zmieniać miejsce zamieszkania. W gimnazjum na Podolu Helena Majewska ukończyła cztery klasy, a szkołę zawodową już w Wilnie, gdzie zamieszkała z rodziną w maju przed 1928 rokiem. Tutaj też poznała i wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr od Aniołów. Śluby wieczyste złożyła 2 października 1941 roku.
W połowie kwietnia 1940 roku zgłosiła się do ks. Michała Sopoćki w sprawie objawień nt. Miłosierdzia Bożego. Współpracowała z nim w zakładaniu nowego zgromadzenia. Po wojnie, s. Helena, wraz z kilkoma innymi siostrami, nie skorzystała z możliwości tzw. repatriacji i pozostała w Wilnie, gdy ksiądz Sopoćko oraz siostry z nowo powstającego zgromadzenia wyjechali do Polski.
W pierwszych dniach lipca 1950 roku władze sowieckie aresztowały Helenę Majewską, która pracowała wtedy jako sekretarka w szkole na Antokolu. Oskarżono ją o działania antysowieckie (Siostry od Aniołów w Pryciunach ukrywały księdza jezuitę, za co zostały aresztowane.) Skazano ją na 5 lat zesłania do obozu karnego w Dolince na stepach Karagandy. Przebywała tam w latach 1951-1956, potem powróciła do Wilna. Zmarła 5 grudnia 1967 roku w domu sióstr w Kalwarii Wileńskiej, pochowana jest na cmentarzu Sołtaniszki (lit. Saltoniškių kapinės) w Wilnie.
źródło: https://kurierwilenski.lt/2017/05/05/ks-michal-damazyn-chcemy-zapytac-o-swietosc-heleny-majewskiej/