„I tak każdy, kto dociera do Franciszka, nieświadomie dotyka spraw wyższych, wznioślejszych. Kto pozna bliżej jego osobowość i niezwykłość, nie może pozostać obojętny wobec podstawowego pytania: „Panie, co mam czynić?”. Zbawiciel, ofiarujący swe życie dla odkupienia człowieka oczekuje odpowiedzi – tej, która nie może się wyrazić inaczej, jak tylko przez miłość.”
Kiedy patrzymy na drogę ludzkiego życia, widzimy, jak często jest ona poplątana i trudna do przejścia. Nie jesteśmy bowiem wytrawnymi wędrowcami, przemierzającymi szlaki, które wyznaczył dla nas Pan Bóg. Tak często gubimy Jego ślady, błądząc jak owce, które odeszły od swego stada i pasterza. A przecież Jezus Chrystus, który jest Bogiem wszechmocnym i miłosiernym, pragnie naszego szczęścia, płynącego z chodzenia po ścieżkach Prawdy.
Skomplikowane i złożone są uczucia, które goszczą w sercach ludzi młodych – jakże często jest tam bunt, odwrócenie się od dotychczasowych wartości i autorytetów, niemy brak zgody na zastany w świecie dorosłych porządek, który dla nich wydaje się być tylko zbiorem bezużytecznych praw. Wydaje się jednak, iż taki stan rzeczy nie jest nowością w otaczającym świecie, przeciwnie, występował on zawsze, przyjmując postać stopniowego dostosowywania się ludzi młodych do społeczności, w której przychodzi im żyć, oczywiście nie wykluczając całego bogactwa zmian, jakie sami potrafią do niej wnieść.
Wielość uczuć, często rozdzierających serce i przeciwstawnych sobie, nie była obca również świętemu Franciszkowi z Asyżu, który żył w słonecznej Italii, w czasach niezwykle trudnych dla wspólnoty Kościoła. Burzliwa młodość nie zamknęła mu wcale drogi do świętości, stanowiła bowiem bramę do wejścia na drogę doskonałości i służby potrzebującym bliźnim. Wybierając, po swoim nawróceniu drogę w ubóstwie, czystości i posłuszeństwie, stał się symbolem życia autentycznie oddanego i poświęconego Dobremu Bogu. Doświadczył on bowiem, podczas krótkiej ziemskiej wędrówki, wszystkich chyba uczuć, jakimi Pan obdarzył swoje dzieło.
I tak każdy, kto dociera do Franciszka, nieświadomie dotyka spraw wyższych, wznioślejszych. Kto pozna bliżej jego osobowość i niezwykłość, nie może pozostać obojętny wobec podstawowego pytania: „Panie, co mam czynić?”. Zbawiciel, ofiarujący swe życie dla odkupienia człowieka oczekuje odpowiedzi – tej, która nie może się wyrazić inaczej, jak tylko przez miłość. Uczucie to, okazywane wszystkim potrzebującym, jest miłością wymagającą i kształtującą wnętrze człowieka. To ciche wezwanie Miłości, która nie jest kochana… Wiedział o tym Franciszek, wiedzą też i wszyscy, którzy w szczególny sposób postanawiają połączyć z nim swoje losy.
Patrząc na historię Kościoła, nie sposób nie dostrzec bogactwa, jakie wniosła do wspólnoty wierzących rodzina braci franciszkanów. Należą do niej ci, którzy połączyli swoje losy z przesłaniem, jakie Jezus dał Franciszkowi z krzyża: „Franciszku, idź i odbuduj mój Kościół…” Są to słowa, pełna pokoju i dobra, zapału apostolskiego i gorliwości o Dom Pański, wyrażającej się w świadectwie życia i posłudze głoszenia Słowa Bożego.
Odpowiedź „TAK”, która zabrzmiała z ust Franciszka, Ojca naszego Zakonu, stanowi zaproszenie do pójścia drogą, którą sam święty doszedł do doskonałości chrześcijańskiej i pełni wiary. Jest ona dla każdego początkiem różnorakich wyrzeczeń, ale też i wspaniałej przygody, realizowanej we wspólnocie braterskiej, prowadzącej do spotkania z Chrystusem – Oblubieńcem. Franciszek inspirował wielu ludzi: uwieczniano go na malowidłach, pisano o nim wiersze, poematy, pieśni. Szczególną jednak inspiracją można nazwać powołanie i wybór życia w jego rodzinie zakonnej. Podczas, gdy na świecie panuje materializm i dążenie do posiadania, on nakazuje swoim braciom życie bez własności.
Dzisiejszej władzy i chęci zdobywania jej, przeciwstawione zostaje zakonne posłuszeństwo. Lekarstwem na panującą rozwiązłość ma być czystość, składana przez braci na ołtarzu Pana, jako trzeci ślub. Tak oto Biedaczyna z Asyżu kształtuje drogę prowadzącą do świętości, drogę oddania Bogu i służby drugiemu człowiekowi.
Wielu ludzi zapyta z pewnością, jaki sens ma opisana przeze mnie droga zakonnego naśladowania cnót Chrystusowych, czy jest ona czytelna w dzisiejszym porządku świata. Ojciec Franciszek pisał, iż błogosławi wszystkich, którzy będą wstępowali do jego zakonu aż do skończenia świata. On wiedział, że zadania, stojące przed franciszkanami, nie osiągną swego kresu i wypełnienia, dopóki Królestwo Chrystusowe będzie potrzebowało wiernych i oddanych głosicieli radosnego hasła „Bóg mój i wszystko!”, obecnego wszędzie tam, gdzie ze swą posługą zawędrowali bracia w habicie ze sznurem ubóstwa.
Prawdziwość i głębia tych słów urzekły już wielu naśladowców cnót Świętego Ojca, pomagając w odkryciu łaski, jaką Pan wlał w ich serca. Najwyższy sam pomaga na drogach naszego życia, podpowiada sposób realizacji powołania, jakim nas obdarzył i daję łaskę pozostawienia za sobą wszystkiego, co oddziela od Niego. Jest to jak pieczęć miłości, która zakańcza w szczególny sposób pełnię darów, jaką każdy z nas został obdarzony. Pan nasz jest Bogiem hojnym.
Franciszek nie umiał odpowiedzieć na pytanie, ciągle zadawane mu przez braci a dotyczące tajemnicy sukcesu i przedziwnego Bożego błogosławieństwa otaczającego rozrastającą się, nową rodzinę zakonną. Jego rodzinę. Dzieło zapoczątkowane przez Biedaka z Asyżu trwa nadal i rozwija się, w konsekwentny sposób służąc Kościołowi. I dziś chcemy zapytać naszego Ojca: „Franciszku, dlaczego za Tobą?…”. Odpowie na pewno „Być może Bóg nie znalazł większego grzesznika ode mnie…”